21 - 30 czerwca 2008r.
Ostatnio zastanawiałem się w jakim
kraju, poza Norwegią mógłbym spędzić resztę życia i moje myśli
zakręciły się wokół Holandii. Nie brakuje tu wiejskich,
sielskich krajobrazów które uwielbiam, przy czym mam na myśli
zadbane i dopieszczone gospodarstwa, bezkresne pola i beztroskie
zwierzęta hodowlane pasące się na soczyście zielonych łąkach.
Z racji wegetarianizmu bezcennym dobrem
są dla mnie sery, których produkcja i sprzedaż w tym kraju jest
nie tylko biznesem, ale również ważną tradycją oraz atrakcją
turystyczną. Targi serowe odbywające się w miasteczkach Gouda i
Alkmaar przyciągają rzesze odwiedzających. Różnią się między
sobą ponieważ ten w Goudzie bardziej przypomina targowisko na
którym serowarzy sprzedają swoją produkcję, natomiast w Alkmaarze
ma formę spektaklu. Widzowie odgrodzeni taśmą przyglądają się
pracy mężczyzn ubranych w stroje ludowe, którzy w tradycyjnych
nosidłach transportują zakupione krążki serowe. Warto zobaczyć
obydwa, tym bardziej, że ich scenografię stanowią dwa piękne
miasteczka.
Wielką przyjemność sprawiają mi
przejażdżki rowerowe, a z takim hobby nie można trafić lepiej.
Mam wrażenie, że Holendrzy rodzą się na rowerach, jak Norwegowie
na nartach. Cały kraj usiany jest szerokimi dróżkami dedykowanymi
dla cyklistów i jego nizinny charakter sprawia, że jazda jest łatwa
oraz przyjemna. Dojazd do pracy jednośladem stanowi ważny element
komunikacji holenderskiej o czym możemy przekonać się na każdym
kroku spotykając masowo zaparkowane rowery. Turysta może skorzystać
z licznych wypożyczalni na terenie całego kraju, np. polach
campingowych.
Na każdym kroku można spotkać
wiatraki, które stoją niczym olbrzymy strzegące pól i kanałów
nad którymi najczęściej są usytuowane. Początkowo wzbudzają
sensację i podniecenie ponieważ są pożądane przez turystów
poszukujących holenderskiego folkloru, jednakże po opadnięciu
emocji zorientujemy się, że są często spotykanym elementem
krajobrazu. Nie wyobrażam sobie, aby nie pojechać do wsi Kinderdijk
w której sieć wiatraków osuszała polder na którym ją zbudowano.
Do dziś można tu podziwiać 19 z nich, robiących w takim skupisku
piorunujące wrażenie. Spacer wśród szumiących traw działa jak
eliksir spokoju.
Tych których nie znudziły wiatraki, a
zakładam że nie jest to możliwe, zapraszam jeszcze do odwiedzenia
skansenu Zaanse Schans położonego w Zaandam. Ten sielski, wiejski
krajobraz długo pozostanie w mojej pamięci. Domy z bajecznymi
ogródkami można oglądać i fotografować godzinami. Uzupełnieniem
atrakcji jest warsztat produkujący tradycyjne drewniane chodaki,
sklepik z miejscowymi specjałami itp.
Miejscowe piaszczyste plaże
fantastycznie nadają się na długie spacery, są niewiarygodnie
szerokie i wraz z niebieskim morzem oraz zielonymi łanami traw
stanowią piękne kompozycje. Ciągnące się kilometrami wydmy po
których wiją się rowerowe ścieżki doskonale nadają się na
przejażdżki. Tym którzy lepiej się czują w terenie
zurbanizowanym, a jednocześnie lubią morze polecam Scheveningen,
kurortowe miasteczko z restauracjami, kawiarniami i przede wszystkim
molo wychodzącym na spotkanie fal.
Konsekwentnie i zgodnie z tytułem w
poście pominąłem duże miasta, natomiast zamierzam polecić te
małe, które odwiedziłem i pozostaje pod ich urokiem. We wszystkich
na pierwszy rzut oka spostrzeżemy mnóstwo zieleni świetnie
zaaranżowanej i wkomponowanej w architekturę. Nic tutaj nie
pozostawiono przypadkowi.
Poza Goudą i Alkmaarem wyróżniłbym
Delft, które jest głównym producentem porcelany. W każdym
sklepiku kupimy tu pięknie zdobione kafle z holenderskimi
krajobrazami, a chcąc ochłonąć możemy spacerować wzdłuż
spokojnych kanałów porośniętych grążelami i kwitnących lilią.
Na głównym placyku wokół ratusza rozmieszczone są kawiarniane
stoliki umożliwiające obserwowanie nieśpiesznego życia zza
filiżanki kawy lub kufla piwa.
Kolejnym miejscem godnym uwagi jest
położone nad jeziorem miasteczko Hoorn w którym pod zwodzonymi
mostkami przepływają liczne żaglówki. Poza gotyckimi kościołami,
wieżą św. Marii i Bramą Wschodnią wymienianymi we wszystkich
przewodnikach ja zauroczyłem się bajkową zabudową wzdłuż
nabrzeża.
Równie malowniczo prezentuje się
sąsiednie Enkhuizen.
W moich oczach na wyróżnienie
zasługuje rybacka wieś Marken, która pomimo ogromnej atrakcyjności
turystycznej zachowała swoją autentyczność. Przyjeżdżając
tutaj samochodem musimy go pozostawić na płatnym parkingu przed
wyspą połączoną z lądem groblą, co jest bez wątpienia zaletą.
Do zobaczenia urokliwej wioski z drewnianymi pomalowanymi na czarno i
zielono domami wystarczy zaledwie kilka godzin.
W całym kraju cieszą oko i
przyciągają uwagę liczne stragany z kwiatami, które praktycznie w
każdym miasteczku rozlewają się na placykach ku radości
przechodniów. Ulice zdobią zabytkowe samochody pięknie
odrestaurowane i służące Holendrom do jazdy, a nie tylko
występujące w roli eksponatów. Na co dzień dostrzec można radość
jaką czerpie się tu z życia, w moich oczach jest to wesoły kraj
na depresyjnej ziemi.
Jak zwykle miałem problem z selekcją zdjęć, więc na koniec spora porcja tych, których nie miałem sumienia odrzucić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do wyrażania swoich spostrzeżeń i emocji poprzez komentowanie postów, a za wszelkie wpisy serdecznie dziękuję. Pozdrawiam czytelników i wszystkim życzę fascynujących podróży.