14 - 21 stycznia 2017r.
Za
alpejskimi szerokimi stokami, często kilkunastokilometrowymi,
nasłonecznionymi nawet wtedy gdy doliny przykrywają chmury, za
górskimi restauracjami z tarasami widokowymi w których Jagertee i
Germknödel z sosem waniliowym i
makiem smakują jak nigdzie na świecie, za widokami, panoramą
granitowych szczytów zapierającą dech zatęskniliśmy już tak
bardzo, że po czteroletniej przerwie postanowiliśmy powrócić w
Alpy.
Od
lat, kiedy to na zdjęciach znajomej zobaczyliśmy tunel dla
narciarzy wykuty w skale, wiedzieliśmy że chcemy jechać do Sölden.
To miasteczko położone w dolinie Ötztal
jest rajem dla narciarzy wokół których wszystko się tu kręci.
Po
przeszukaniu zasobów internetowych na bazę noclegową wybraliśmy
Vent. Powody takiego wyboru były dwa. Po pierwsze Vent położone
jest na absolutnym końcu doliny, dalej są już tylko dzikie góry.
W tym miasteczku czas biegnie dwa razy wolniej, nikt się nigdzie nie
śpieszy, gwiazdy świecą jaśniej, a cisza która zapada po
zachodzie słońca jest głęboka i wszechogarniająca. W styczniowym
Vent znajdującym się na wysokości 1900 m mróz jest trzaskający.
Uwielbiamy takie zakątki. Drugim zdecydowanie banalniejszym powodem
tego wyboru były ceny noclegów. Pod tym względem Vent jest
zdecydowanie tańsze niż znajdujące się 17 kilometrów bliżej
Sölden.
Te 17 kilometrów pod górę nie było już takie obojętne dla
naszego Fiata Panda, który po drodze zażyczył sobie założenia
łańcuchów na koła.
O
poranku w wielkim podekscytowaniu zjedliśmy śniadanie i nie
zważając na krępujące ruchy buty narciarskie pobiegliśmy na
pierwszy skibus. Nakręceni perspektywą rychłego szusowania nie
zauważyliśmy, że wywieziono nas do Obergurgl zamiast do Sölden.
Pomyliliśmy skibus i chcąc nie chcąc podczas pierwszego dnia
przyszło nam odkrywać zalety właśnie tego ośrodka narciarskiego.
Nasze niezadowolenie okazało się zupełnie bezpodstawne, ponieważ
ośrodek Obergurgl stanął na wysokości zadania zapewniając nam
wspaniałe stoki, komfortowe wyciągi, restauracje i punkty widokowe.
Atrakcją jest wyciąg gondolowy Top-express łączący doliny
Obergurgl i Hochgurgl zdecydowanie powiększając narciarski areał.
Kolejnego
dnia ucząc się na własnych błędach wsiedliśmy do odpowiedniego
autobusu i dojechaliśmy do Sölden umoszczonego w dolinie na
wysokości 1377m. Aby dostać się na stoki należy wybrać jedną z
dwóch kolejek gondolowych znajdujących cię na odległych krańcach
miasta: Gaislachkogl lub Giggijoch. Po wjechaniu na dach Europy i
zachłyśnięciu się widokiem surowych, granitowych wierzchołków,
polan pokrytych świeżym śniegiem i miasteczek wciśniętych w
dolinę pomiędzy góry zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w
narciarskim raju. Do naszej dyspozycji było 146 kilometrów
doskonale przygotowanych tras narciarskich: 70,2 km. niebieskich,
44,6 km czerwonych, 29,4 km czarnych i 1,9 km skitourowych.
Tunel,
który był magnesem przyciągającym nas do tego ośrodka znajduje
się na wysokości 3300 metrów. Po obu jego stronach bajeczne widoki
kuszą do robienia zdjęć pomimo mroźnego wiatru paraliżującego
dłonie. Na trzech szczytach znajdują się platformy widokowe,
wszystkie na wysokości ponad 3000 metrów. Tam też skupiają się
amatorzy selfie.
Osobny
akapit postanowiłem poświęcić górskim restauracjom znajdującym
się na stokach na rożnych wysokościach. Przerwy na odpoczynek w
drewnianych urokliwych chatkach jak i nowoczesnych przeszklonych
restauracjach stanowią przyjemność samą w sobie i są integralną
częścią narciarskiego dnia. Do moich ulubionych przerywników
należą Jagertee i Bombardino. Stało się już tradycją, że będąc
w Alpach delektujemy się tamtejszą specjalnością, Germknödlem z
gorącym sosem waniliowym, makiem i nadzieniem śliwkowym.
Warto
poświęcić jeden dzień na relaks w Aqua Dome Spa Center
znajdującym się w Längenfeld. Przyjemność ta nie należy do
tanich, ponieważ za bilet open trzeba zapłacić 47 euro. Mimo to
warto odchudzić portfel, ponieważ atrakcje oferowane przez ten
kompleks warte są każdego wydanego euro. Znajdujące się na wolnym
powietrzu tarasy kielichowe dają możliwość jednoczesnego
podziwiania górskich szczytów i zażywania kąpieli z hydromasażem.
Kwintesencję relaksu stanowi zespół niezliczonych saun
urozmaicanych seansami naparzania.
Popularną
rozrywką alpejską jest zjazd na sankach. Postanowiliśmy wypróbować
również tej aktywności dostępnej w naszej miejscowości nieopodal
hotelu. Po wypożyczeniu sanek i zakupie karnetu narciarskiego
wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym do miejsca gdzie rozpoczyna się
pięciokilometrowa trasa. Okazało się, że zjazd na sankach po
alpejskim stoku daje niemały zastrzyk adrenaliny.
Zima
nie jest moją ulubioną porą roku i dopóki nie odkryłem, że
kocham jeździć na nartach przede wszystkim kojarzyła mi się z
kanapą, chlapą i wcześnie zapadającym zmrokiem. Dzień na
alpejskim stoku daje mi zastrzyk endorfin pozwalający dotrwać do
wiosny w pogodnym nastroju. Szerokie i puste trasy narciarskie, brak
kolejek do wyciągów i infrastruktura rozpieszczająca narciarzy
powodują, że ceny skipasów nie wydają się aż tak wysokie.