18 - 26 sierpnia 2018r.
Ten piękny włoski region znany jest przede wszystkim z urokliwych nadmorskich miasteczek, które w sezonie letnim jak magnes przyciągają turystów spragnionych słońca i kąpieli w krystalicznie czystym morzu.
Liguria
ma również do zaoferowania ciszę, spokój i sielankowe wiejskie
krajobrazy. Co ciekawe, nie trzeba rezygnować z jednego na rzecz
drugiego.
Chcąc
połączyć spokój, ciszę i przestrzeń do szaleństw dla naszego
psa Gazdy z możliwością zwiedzenia najbardziej znanych i
popularnych kurortów na bazę pobytową wybraliśmy uroczy dom z
kamienia. Nasz wakacyjny raj na ziemi położony był w górach, na
końcu doliny Cichero, gdzie więcej jest krów i owiec niż ludzi.
To wiejskie skromne domostwo zostało adaptowane z jednej ze
znajdujących się w okolicy chat pasterskich. Odcięci od świata
delektowaliśmy się spokojnymi porankami i nastrojowymi kolacjami
przy świecach, z widokiem na dolinę, a nasz pies czuł się stróżem
posiadłości. Nawet brak sklepów w promieniu kilkunastu kilometrów
poczytywaliśmy jako jedną z zalet.
Jednocześnie
zaledwie 21 kilometrów dzielących nas od morza nie stanowiło
żadnej przeszkody do eksploracji Liguryjskiego wybrzeża.
Wśród
wcześniej mi nieznanych, nawet ze słyszenia, niezwykle urokliwe
okazało się Camogli. Miasto to jak wiele sąsiednich, nadmorskich,
portowych kurortów kaskadowo wspina się po zboczu góry. To właśnie
przy porcie i wzdłuż nadmorskiego deptaka skupiają się knajpki,
lodziarnie, piekarnie i sklepiki z pamiątkami współtworząc
wakacyjny klimat. Wieczorem tu i ówdzie rozbrzmiewa nastrojowa
muzyka sprawiając, że nie chce się opuszczać tego pięknego
miejsca. Po zachodzie słońca ruch w porcie zamiera, lecz w ciągu
dnia turyści mogą skorzystać z rejsów do Portofino, lub innych
pobliskich kurortów.
Sporo uroku ma znajdująca się w pobliżu Santa Margherita Ligure,
ona również warta jest poświęcenia uwagi i przespacerowania się
promenadą, ogrodami i kilkoma wąskimi uliczkami wyłączonymi z
ruchu samochodowego. Kamienice tego miasta doskonale wpisują się w
architektoniczne klimaty Ligurii.
Pomiędzy
opisanymi miastami leży znane i modne Portofino. Wciśnięte
pomiędzy wzgórza niewielkie miasteczko jest klejnotem zdobiącym
włoskie wybrzeże. Jego urok przyciąga turystów ze wszystkich klas
społecznych, ale to celebryci chcą tu zaistnieć i to dla nich w
niegdysiejszej wiosce rybackiej otwarto karykaturalnie wyglądający
sklep Dior'a i wiele innych w których warto się pokazać. Jedna z
restauracji na fasadzie prezentuje ogromne zdjęcia goszczących w
niej sław. W ten pełen blichtru klimat wpisują się ogromne łodzie
motorowe zacumowane w porcie. Warto przyjechać tu autobusem z Santa
Margherita Ligure, ponieważ na jedynym w Portofino parkingu za
godziną postoju należy zapłacić 5,50 euro. Niezależnie od
wszystkiego Portofino koniecznie trzeba zobaczyć. Warto wdrapać się
ścieżką na placyk przed niewielkim kościółkiem, ponieważ trudy
zrekompensuje wspaniała panorama miasta.
Sestri
Levante to kolejna miejscowość, którą łatwo ominąć, a byłby
to błąd. Tu również spacer wąskimi uliczkami w okolicach portu,
kolorowe domki okalające dwie plaże znajdujące się na przewężeniu
cypla, oraz kąpiel w zatoce dopełnią wakacyjnych wrażeń.
Nie
sposób ominąć Portovenere wyróżniającego się położonym na
wzgórzu kościołem św. Piotra. Po pokonaniu prowadzących do niego
schodów z prawej strony znajduje się kamienny portal, po
przekroczeniu którego ukaże się nam bajeczna zatoka. Zachęcam
również do opuszczenia nadmorskiej promenady i zanurzenia w wąskie
uliczki pnące się w górę. W Porotvenere poszukiwanie miejsca na
płatnym parkingu zajęło mi ponad godzinę, jednakże pomimo tego
uważam, że jest to obowiązkowy punkt na mapie Ligurii.
Nieco
dalej na południe znajduje się Lerici i Tellaro. Miasta te wpisują
się w tutejszy klimat i dysponując odrobiną czasu warto również
poświęcić dzień lub dwa na odkrycie ich zakamarków. W sezonie
wakacyjnym nawet w tak małych i położonych na końcu drogi
miasteczkach jak Tellaro trzeba się liczyć z towarzystwem innych
turystów.
Kulinarnym
odkryciem tego lata była dla nas Focaccia. To niezwykle popularne w
tym regionie pieczywo, przypominające nieco pizzę, sprzedawane jest w
każdej piekarni i restauracji. Tradycyjnie spożywane było w formie
podstawowej, jedynie z oliwą lub obłożone cebulą, warzywami,
ziołami albo serem. Obecnie doczekało się wielu wariacji, łącznie
z formą deserową w ekstremalnym wydaniu posmarowane nutellą.
Będąc
latem we Włoszech nie można odmówić sobie przepysznych lodów, z
których słyną miejscowe gelaterie. Lampka wina, przy kawiarnianym
stoliku to znakomity sposób na odpoczynek w godzinach największego
nasłonecznienia.
Jedzenie
w tym śródziemnomorskim kraju smakuje bosko i doskonale uzupełnia
wakacyjną atmosferę wprowadzając w błogi stan.
Gazda
od pierwszego wejrzenia zakochał się w Liguryjskiej wsi. Żadne,
nawet najurokliwsze nadmorskie miasteczka nie robiły na nim takiego
wrażenia jak wynajęty przez nas domek na wsi. Od pierwszych dni
poczuł się tam gospodarzem i pilnował obejścia obszczekując
wszystkich i wszystko. Głównym zagrożeniem przed którym nas
pilnował były owce, które co rusz przypominały o swojej obecności
poruszając dzwoneczkami u szyi. Nie małe poruszenie wzbudzał kot
kręcący się po okolicy. Szczególne zaangażowanie w obronę
naszego domostwa Gazda wkładał wieczorami, kiedy to nie znajdował
chwili czasu na spokojne przycupnięcie przy kolacyjnym stole. W
ciągu dnia, gdy zagrożenie zdawało się spadać do minimum czas
poświęcał na odpoczynek i relaks. Domek pieskowi tak przypadł do
gustu, że naszą chęć wyjazdu na zwiedzanie komentował chowaniem
się pod auto lub ostentacyjnym zatrzymaniem kilkanaście metrów od
niego. Nasze wakacje Gazda uznał, za szczególnie udane.
Poruszanie
się samochodem po Liguryjskim wybrzeżu jest utrapieniem i nie mam
tu na myśli korków, które w zestawieniu z brakiem miejsc
parkingowych właściwie nie stanowią problemu. Zaparkowanie
samochodu w którymkolwiek z miasteczek ulokowanych wzdłuż wybrzeża
wymaga niewyobrażalnych pokładów cierpliwości. Problem ten nie
dotyczy jedynie sztandarowych, znanych z przewodników miast, ale
również tych najmniejszych skromnie schowanych za swoimi sławnymi
sąsiadami.
Wszechobecne
„Traffico Limitato” potrafi spędzić sen z powiek. Krążąc w
poszukiwaniu jakiegokolwiek miejsca do zaparkowania ten złowrogo
brzmiący napis straszy za każdym rogiem. Czytelność znaków
również pozostawia wiele do życzenia, a to za sprawą notorycznego
umieszczania pod nimi włoskich napisów.
Dodając
do tego zestawienia ceny autostrad, na których za przejechanie
1000km zapłaciłem zdecydowanie więcej niż za roczną winietę w
Austrii nie mam oporów aby wyrazić opinię, że Włochy nie są
przyjazne automobilistom.
Niedogodności
związane z transportem drogowym nie przysłoniły mi jednak uroków
Ligurii, którą jestem zauroczony. Zachwyciło mnie zarówno jej
nadmorskie, jak i górsko – wiejskie oblicze.