piątek, 2 marca 2018

Andaluzja - delektując się sherry

31 stycznia - 9 lutego 2018r.


Po wizycie w 2015r. byliśmy zachwyceni Andaluzją do tego stopnia, że postanowiliśmy tam wrócić i zwiedzić miejsca na które wtedy brakło nam czasu. Tym razem skupiliśmy się na mniej sztandarowych miejscowościach, tych z kolejnych stron przewodnika, zachęcających swoim malowniczym położeniem, urokiem wąskich uliczek lub słynących z wytwarzania wykwintnego sherry.
Dzięki wypożyczeniu w Sevilli samochodu mogliśmy komfortowo i bezproblemowo poruszać się pomiędzy interesującymi nas miasteczkami, a dodatkowo na bieżąco modyfikować wcześniejsze plany. Szybko zauważyliśmy, że Andaluzja to krajobraz wzgórz i dolin, szutrowych dróżek wijących się pomiędzy wszędobylskimi i ciągnącymi po horyzont gajami oliwnymi miejscami nakrapiany nieskazitelną bielą miasteczek. Niewielkie białe domy i kościoły wtulone w siebie oblepiały pojedyncze wzgórza, co czyniło je widocznymi ze znacznej odległości. Miasteczka kryjące się pod dźwięcznie brzmiącą nazwą pueblos blancos skąpane w promieniach słońca były magnesem, który przyciągał nas z daleka.






Zaczęliśmy naszą podróż od Carmony, w której uliczki na przemian wznoszą się lub opadają po zaanektowanym wzgórzu, a jedyny płaski teren rozciąga się wokół kościoła położonego w jej centralnym punkcie. U wrót prowadzących do starej części miasta znajduje się drugi kościół z przykuwającym wzrok dachem, kopułą i wieżą.
W kolejnej na naszym szlaku Osunie warto wspiąć się na najwyższy punkt z którego można zobaczyć miasto niczym z lotu ptaka. Ponad dachy i tarasy wzbija się jedynie centralnie położony kościół. Dużo uroku dodają wszchobecne, owocujące zimą drzewka pomarańczowe, których gałęzie wręcz uginają się pod ciężarem owoców. Przy pomocy własnych kubków smakowych zweryfikowałem wpis w przewodniku informujący, że jest to odmiana ozdobna nie nadająca się do jedzenia. Pomarańcze pomimo bardzo dużej ilości soku są niezwykle kwaśne.







Perełką wśród pueblos blancos jest Zuheros położone na górującym nad otoczeniem wzgórzu. Spacerując po wąskich uliczkach na każdym kroku dostrzega się starania mieszkańców, którzy przez sadzenie ozdobnych roślin dodają kontrastu śnieżnobiałym domom. Niemal wszystkie zaułki i patia wypełniają gliniane donice umilając spacer i zachęcając do zaglądania w kolejne zakamarki. W związku ze swoim położeniem Zuheros jest również doskonałym punktem widokowym na rozciągające się po horyzont gaje oliwne. Pasące się nieopodal stado owiec doskonale wpisywało się w panującą tam atmosferę.








Czytając tego posta mógłby ktoś powiedzieć, że w Andaluzji są wyłącznie białe miasteczka. Otóż nie. Sąsiadujące ze sobą Baeza i Ubeda wyłamały się z konwencji śnieżnobiałych zabudowań na rzecz naturalnego kamienia przeważającego na elewacjach. Miasta te w odróżnieniu od małych pueblos blancos charakteryzuje większy rozmach. Budynki są okazalsze, stoją przy większych brukowanych placach na których kawiarniane stoliki kuszą przechodniów do skosztowania sherry lub posilenia się tapas, czyli słynnymi w całej Hiszpanii różnorakimi przekąskami.








Niemałą atrakcją na naszej trasie był Guadix w którym wykute w skałach groty zamieniono na mieszkania. Niejednokrotnie jedynie frontowa ściana jest murowana, a pozostała część domu wydrążona w skale. Jeden z mieszkańców dumny ze swojej posiadłości zaprasza do wnętrza zaciekawionych turystów i oprowadza po domu. Nie jest zaskoczeniem, że w tak pozyskanym mieszkaniu trudno o kąty proste. Lejące się płynnie ściany wpisują się w wyobrażenia o domku bajkowej Baby Jagi, a o rzeczywistości przypomina stojący pod ścianą telewizor. Trudno się oprzeć wdrapaniu na dach i spojrzeniu do równie zagadkowo i tajemniczo wyglądającego komina. Tłem dla tych niesamowitych zabudowań są ośnieżone góry Sierra Nevada.






Andaluzja to również przepiękne plaże i rejony nadmorskie. Poza Almerią, której okolice zostały zdewastowane ciągnącymi się po horyzont szklarniami, całe wybrzeże Andaluzji ma wiele do zaoferowania turystom spragnionym słonecznych i morskich kąpieli.
Jedną z atrakcji jest Parque Natural Cabo de Gata ciągnący się wzdłuż wybrzeża na wschód od Almerii. Ta kraina kwitnących agaw, dzikich i nie skomercjalizowanych plaż oraz małych rybackich wiosek daje wytchnienie od zgiełku. Niezwykle przyjemnie jest usiąść na piasku pustej plaży i wsłuchiwać się w niczym nie zmącony szum fal rozbijających się o brzeg. Na terenie parku znajduje się niewielkie, ospałe o tej porze roku San Jose, w którym jedna z portowych tawern ugościła nas pyszną kolacją. Dzień pożegnaliśmy na wtulonej w skały kamienistej playa de los Muertos, której położenie wymusza kilkunastominutowy spacer z parkingu.






Miasteczkiem, które pobudza wyobraźnię bez wątpienia jest Tarifa, brama pomiędzy Europą i Afryką. To tutaj po drugiej stronie cieśniny Giblartarskiej gołym okiem możemy dostrzec ten tajemniczy kontynent. Magiczne, pełne fascynującego orientu Maroko znajduje się na wyciągnięcie ręki. Takie okoliczności bardzo pobudzają moją fantazję i przywołują wspomnienia. Chroniąc się przed wiatrami przyciągającymi w te miejsce windsurferów skorzystaliśmy z gościnności plażowej kawiarni i wprowadziliśmy się w klimat wytwarzanego w okolicy sherry.






Jednym z głównych miast trójkąta sherry jest Jerez de la Frontera w którym swoją siedzibę mają Sandeman i Tio Pepe, dwie konkurencyjne firmy produkujące ten wyśmienity trunek. W okolicy bodegi unosi się obezwładniający zapach trunków wynikający z cyklu produkcyjnego. Wiedząc już, że zależnie od okoliczności i preferencji smakowych podawane jest od wytrawnego po ekstremalnie słodkie, odkrywaliśmy kolejne jego smaki przy każdej nadarzającej się okazji.
Jerez de la Frontera to również Królewska Andaluzyjska Szkoła Jazdy. Zdania na jej temat są podzielone, jedni są bezgranicznie zachwyceni, a inni uważają że jest to zmuszanie konia do nienaturalnego zachowania. Nie mam na ten temat swojej opinii, faktem natomiast jest, że konie są piękne, zadbane, wykonują finezyjne ewolucje zwane tańcem, a jeźdźcy panują nad nimi perfekcyjnie i z gracją.




Kolejnymi miastami zamykającymi trójkąt sherry są El Puerto de Santa Maria i Sanlúcar de Barrameda. W pierwszym z nich postanowiliśmy odwiedzić kolejną słynną bodegę o nazwie Osborne. Jednogłośnie zachwyciła nas wycieczka z przewodnikiem, którego pasja, zaangażowanie, profesjonalizm i zamiłowanie do własnej pracy czuć było w każdym wypowiadanym słowie. Po zapoznaniu się z częścią muzealną i produkcyjną udaliśmy się na degustację mogąc w praktyce pogłębić zdobytą wiedzę.






Do Cadiz (Kadyksu) przyciągnęła nas jego magicznie i egzotycznie brzmiąca nazwa. W miasteczku najbardziej podobał mi się spacer nadmorskim bulwarem z widokiem na katedrę górującą nad miastem. Nie zabawiliśmy tu jednak długo. W atmosferze wakacyjnego gwaru panującego na Plaza Catedral odpoczęliśmy przy kawiarnianym stoliku, po czym ruszyliśmy na dalszy podbój Andaluzji.






Ponadto na naszej trasie znalazło się wiele innych mniej lub bardziej zachwycających miasteczek takich jak Vejer de la Frontera, Medina Sidonia, Palma del Rio, Ecija, czy Conil de la Frontera w którym zjedliśmy kolację na pożegnanie z Andaluzją. Ten region Hiszpanii ma bardzo wiele do zaoferowania turystom i mamy świadomość, że zobaczyliśmy zaledwie jego ułamek. Hiszpania ma swoje miejsce w naszych sercach.






























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do wyrażania swoich spostrzeżeń i emocji poprzez komentowanie postów, a za wszelkie wpisy serdecznie dziękuję. Pozdrawiam czytelników i wszystkim życzę fascynujących podróży.