11 –
25 sierpnia 2009r.
Lanzarote w archipelagu Wysp
Kanaryjskich jest moją ulubioną. Dlaczego? Nie często można
pospacerować po księżycu, wykąpać się w oceanie, napić dobrego
wina w kawiarni z zapierającym dech w piersiach widokiem,
zrelaksować na plaży i wszystko to na powierzchni zaledwie 850 km²,
ale przede wszystkim bez zgiełku i tłoku wakacyjnych kurortów.
Miejsce to świetnie nadaje się na
letnie wakacje, jak i na czas zimowy będąc odskocznią od śnieżnej
zawieruchy w kraju. Pomimo tego, że leży zaledwie 125 km na zachód
od Maroka panuje tam wieczna wiosna rozpieszczając malkontentów,
oraz osobników z zaburzeniami termoregulacji.
Pomijając, moim zdaniem nieciekawą
stolicę Arecife, reszta wyspy zachwyca na każdym kroku.
Zacznijmy więc krótką wycieczkę po
tej księżycowej krainie od Parku Narodowego Timanfaya.
Główna atrakcja Lanzarote Park
Narodowy Timanfaya sam w sobie jest tak niesamowicie piękny i
tajemniczy, już z jego powodu warto tu przylecieć. Gdzie okiem nie
sięgnąć roztaczają się widoki na małe, większe i ogromne
stożki wulkaniczne. Surowość krajobrazu i brak jakiejkolwiek formy
życia zachwyca, a zarazem przeraża. W tym miejscu bombardują nas
myśli o potędze natury, bezlitosnej i destrukcyjnej sile drzemiącej
w ziemi, a przyczajonej po to, żeby w najmniej spodziewanym momencie
eksplodować i zniszczyć wszystko co stanie jej na drodze. W samym
centrum parku znajduje się restauracja w której grill ustawiono na
dziurze prowadzącej prosto w piekielną wulkaniczną otchłań.
Smakosze mogą tutaj skosztować mięsa grillowanego na lawie,
niestety ta niewątpliwa atrakcja omija szerokim łukiem wegetarian
skazanych w tym momencie na łyk wody mineralnej.
Przenosząc się nieco na północny
wschód możemy się natknąć na kolejną wulkaniczną atrakcję
jaką jest Caldera Blanca. Ten krater o szerokości około półtorej
kilometra robi naprawdę wielkie wrażenie. Spacerując po jego
krawędzi z zapartym tchem zastanawiamy się jaka siła wyrwała taką
masę skał i porozrzucała je po okolicy. Atrakcja ta wymaga od nas
udania się na nieforsujący treking o kilkusetmetrowym
przewyższeniu. Naprawdę warto, tym bardziej, że po drodze możemy
posilić się zerwaną z krzaka dziko rosnącą figą, a jak wiemy
nic tak nie smakuje jak owoc własnoręcznie zerwany z drzewa i to
bez konsekwencji jakie ponieśli nasi prarodzice wyrzuceni za to z
raju.
Na wyspie jest kilka zachwycających
punktów widokowych, tzw. miradorów. Najznakomitszy i wart każdej
minuty na nim spędzonej jest Mirador del Rio z którego rozpościera
się piękny widok na La Graciose. Na znajdującym się na wysokości
400 metrów nad poziomem morza puncie widokowym możemy sobie umilić
czas wypijając kieliszek białego wina w kawiarni zaprojektowanej
przez Cesara Manrique. Jak wszystkie budynki znajdujące się na
wyspie, a zaprojektowane przez niego znakomicie wpisuje się w
otoczenie i współgra z miejscowym krajobrazem.
Śladem miejsc zapierających dech w
piersiach podążamy do El Golfo, krateru w połowie otwartego i
znajdującego się nad samym brzegiem oceanu. Z góry możemy
podziwiać diabelskie jeziorko znajdujące się na jego dnie, a po
zejściu na dół oddać przyjemności spaceru na bajecznej czarnej
plaży otoczonej ścianami krateru. Po całodziennej wędrówce
ściągnięcie butów i brodzenie brzegiem oceanu po czarnych
wulkanicznych kamyczkach wypolerowanych przez fale tylko po to, by
przyjemnie masować twoje stopy błyskawicznie wprawia w stan
błogiego relaksu. Warto tu być popołudniu gdy plaża jest pusta, a
zmierzające ku zachodowi słońce pięknie oświetla kalderę.
Nieopodal natkniemy się na maleńką urokliwą wioskę rybacką o
tej samej nazwie.
Kilka kilometrów dalej odnajdziemy
skalne wybrzeże zwane Los Hervideros, gdzie niestrudzone fale oceanu
z benedyktyńską konsekwencją uderzają w pionowe skały. Tą
mozolną i wytrwałą pracą udało się wyrzeźbić imponujące
groty, tunele i mostki skalne. Warto poświęcić trochę czasu na
spacer po tych utworzonych siłami natury formacjach lub na
posłuchanie koncertu fal. Nie zbaczając z zaplanowanej trasy można
zatrzymać się w Salinas de Janubio gdzie zobaczymy jak od lat
pozyskuje się sól z wody morskiej.
Region La Geria z winnicami
kontrastującymi z wulkanicznym tufem zachwyci nie tylko koneserów
wina. Mozolnie usypane kwaterki otoczone kamiennymi murkami
zapewniają winorośli komfortowe warunki osłaniając krzaczki od
wiatru i pomagając w zbieraniu wody z rzadko padających deszczy. W
licznych w tym regionie bodegach można popróbować miejscowych win,
zrobić pamiątkowe zakupy i miło spędzić czas.
Miłośnicy piaszczystych plaż i
turkusowych zatoczek również odnajdą coś dla siebie. Plaże Papagayo
wciśnięte pomiędzy skały w okresie letnim bywają nieco
zatłoczone, ale i tak daleko im do Międzyzdrojskich dywanów
utkanych z ręczników plażowych pod którymi nie sposób dojrzeć
piasku. Bezdyskusyjną zaletą tych malowniczych zatoczek jest brak
skuterów, motorówek, dmuchanych zamków i zjeżdżalni.
Na zakończenie przygody z wulkanami
warto wybrać się na północny wschód wyspy gdzie znajdziemy Cueva
de los Verdes i Jameos del Agua, wulkaniczne jaskinie udostępnione
do zwiedzania. Większe wrażenie zrobiła na mnie Cueva do los
Verdes, gdzie przy pomocy odpowiedniego oświetlenia wydobyto z
zastygłej lawy niesamowitą gamę barw. Tą jaskinię naprawdę
warto zobaczyć, natomiast Jameos del Agua pozostawiłbym dla
miłośników prac Cesara Manrique.
Trzeba tutaj dodać, że architekturę
wyspy przyjazną, klimatyczną, stonowaną i zawsze współgrającą
z otaczającą przyrodą Lanzarote zawdzięcza właśnie temu
artyście, który dopilnował, aby nie doszło do żadnych szpecących
odstępstw. Wyjątek stanowi jeden jedyny wieżowiec w Arecife, który
jak się mówi powstał ku przestrodze. Architektura na całej wyspie
jest bardzo spójna i przyjemna dla oka turysty. Plątanie się
pomiędzy białymi domkami kontrastującymi z palmami, przysiadanie w
malutkich kafejkach przy kieliszku wina i podziwianie urokliwych
kościółków sprawia dużo przyjemności.
Miłośników kaktusów i sukulentów
chciałbym jeszcze zaprosić do Jardin de Cactus. Te odporne na brak
wody rośliny fantastycznie się tu odnajdują i dodatkowo świetnie
współgrają z surowymi wulkanicznymi krajobrazami. Nie będąc
znawcą tematu, a jedynie zafascynowanym turystą nie mogłem oderwać
wzroku od bogactwa eksponowanych roślin.
Porcja praktycznych porad i statystyk
Po wyspie najlepiej poruszać się
wynajętym samochodem, które w odniesieniu do Europy kontynentalnej
są niezwykle tanie. Specjalna strefa ekonomiczna Wysp Kanaryjskich
powoduje, że cena paliw są niższe niż w Polsce. Kierowcy są
spokojni kulturalni i wyrozumiali dla turystów, uważać natomiast
trzeba na pieszych, którzy na pasy wychodzą spontanicznie i bez
zastanowienia, po prostu mają pierwszeństwo i są przyzwyczajeni do
korzystania z tego przywileju.
Osobowym samochodem można wjechać
wszędzie nawet na taką drogę pod warunkiem, że się nic nie
stanie. Nasz Opel Corsa był pod tym względem bardzo wyrozumiały,
spisał się dobrze i nie przysporzył żadnych niespodzianek.
Lanzarote często jest pod chmurami
szczególnie rano lecz po południu najczęściej wiatr je rozwiewa,
niemniej jednak stosowanie kremów z filtrami jest konieczne,
ponieważ słońce opala przez chmury i nawet w zimie.
Regionalną potrawą Wysp Kanaryjskich
są gotowane ziemniaczki oklejone kryształkami soli podawane z
różnymi sosami mojo. Dla mnie rewelacja! Można tu zjeść również
ciekawe ryby, na przykład doradę.
Na Lanzarotę polecieliśmy z Itaką i
jesteśmy zadowoleni z oferowanych przez nich usług, nocowaliśmy w
przyjemnym hoteliku *** Mansion Nazaret o którym nie napisałbym
złego słowa.
Samochód Opel Corsa wypożyczyłem na
5 dni za kwotę 120 euro i przejechałem nim 550km.
Na wstępy wydaliśmy 63 euro.
Tradycyjnie jeszcze kilka zdjęć dla wytrwałych i nie znudzonych
zobacz również: