piątek, 17 lutego 2017

Sölden – powrót w Alpy

14 - 21 stycznia 2017r.


Za alpejskimi szerokimi stokami, często kilkunastokilometrowymi, nasłonecznionymi nawet wtedy gdy doliny przykrywają chmury, za górskimi restauracjami z tarasami widokowymi w których Jagertee i Germknödel z sosem waniliowym i makiem smakują jak nigdzie na świecie, za widokami, panoramą granitowych szczytów zapierającą dech zatęskniliśmy już tak bardzo, że po czteroletniej przerwie postanowiliśmy powrócić w Alpy.
Od lat, kiedy to na zdjęciach znajomej zobaczyliśmy tunel dla narciarzy wykuty w skale, wiedzieliśmy że chcemy jechać do Sölden. To miasteczko położone w dolinie Ötztal jest rajem dla narciarzy wokół których wszystko się tu kręci.




Po przeszukaniu zasobów internetowych na bazę noclegową wybraliśmy Vent. Powody takiego wyboru były dwa. Po pierwsze Vent położone jest na absolutnym końcu doliny, dalej są już tylko dzikie góry. W tym miasteczku czas biegnie dwa razy wolniej, nikt się nigdzie nie śpieszy, gwiazdy świecą jaśniej, a cisza która zapada po zachodzie słońca jest głęboka i wszechogarniająca. W styczniowym Vent znajdującym się na wysokości 1900 m mróz jest trzaskający. Uwielbiamy takie zakątki. Drugim zdecydowanie banalniejszym powodem tego wyboru były ceny noclegów. Pod tym względem Vent jest zdecydowanie tańsze niż znajdujące się 17 kilometrów bliżej Sölden. Te 17 kilometrów pod górę nie było już takie obojętne dla naszego Fiata Panda, który po drodze zażyczył sobie założenia łańcuchów na koła.




O poranku w wielkim podekscytowaniu zjedliśmy śniadanie i nie zważając na krępujące ruchy buty narciarskie pobiegliśmy na pierwszy skibus. Nakręceni perspektywą rychłego szusowania nie zauważyliśmy, że wywieziono nas do Obergurgl zamiast do Sölden. Pomyliliśmy skibus i chcąc nie chcąc podczas pierwszego dnia przyszło nam odkrywać zalety właśnie tego ośrodka narciarskiego. Nasze niezadowolenie okazało się zupełnie bezpodstawne, ponieważ ośrodek Obergurgl stanął na wysokości zadania zapewniając nam wspaniałe stoki, komfortowe wyciągi, restauracje i punkty widokowe. Atrakcją jest wyciąg gondolowy Top-express łączący doliny Obergurgl i Hochgurgl zdecydowanie powiększając narciarski areał.




Kolejnego dnia ucząc się na własnych błędach wsiedliśmy do odpowiedniego autobusu i dojechaliśmy do Sölden umoszczonego w dolinie na wysokości 1377m. Aby dostać się na stoki należy wybrać jedną z dwóch kolejek gondolowych znajdujących cię na odległych krańcach miasta: Gaislachkogl lub Giggijoch. Po wjechaniu na dach Europy i zachłyśnięciu się widokiem surowych, granitowych wierzchołków, polan pokrytych świeżym śniegiem i miasteczek wciśniętych w dolinę pomiędzy góry zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w narciarskim raju. Do naszej dyspozycji było 146 kilometrów doskonale przygotowanych tras narciarskich: 70,2 km. niebieskich, 44,6 km czerwonych, 29,4 km czarnych i 1,9 km skitourowych.
Tunel, który był magnesem przyciągającym nas do tego ośrodka znajduje się na wysokości 3300 metrów. Po obu jego stronach bajeczne widoki kuszą do robienia zdjęć pomimo mroźnego wiatru paraliżującego dłonie. Na trzech szczytach znajdują się platformy widokowe, wszystkie na wysokości ponad 3000 metrów. Tam też skupiają się amatorzy selfie.




Osobny akapit postanowiłem poświęcić górskim restauracjom znajdującym się na stokach na rożnych wysokościach. Przerwy na odpoczynek w drewnianych urokliwych chatkach jak i nowoczesnych przeszklonych restauracjach stanowią przyjemność samą w sobie i są integralną częścią narciarskiego dnia. Do moich ulubionych przerywników należą Jagertee i Bombardino. Stało się już tradycją, że będąc w Alpach delektujemy się tamtejszą specjalnością, Germknödlem z gorącym sosem waniliowym, makiem i nadzieniem śliwkowym.


Warto poświęcić jeden dzień na relaks w Aqua Dome Spa Center znajdującym się w Längenfeld. Przyjemność ta nie należy do tanich, ponieważ za bilet open trzeba zapłacić 47 euro. Mimo to warto odchudzić portfel, ponieważ atrakcje oferowane przez ten kompleks warte są każdego wydanego euro. Znajdujące się na wolnym powietrzu tarasy kielichowe dają możliwość jednoczesnego podziwiania górskich szczytów i zażywania kąpieli z hydromasażem. Kwintesencję relaksu stanowi zespół niezliczonych saun urozmaicanych seansami naparzania.

Popularną rozrywką alpejską jest zjazd na sankach. Postanowiliśmy wypróbować również tej aktywności dostępnej w naszej miejscowości nieopodal hotelu. Po wypożyczeniu sanek i zakupie karnetu narciarskiego wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym do miejsca gdzie rozpoczyna się pięciokilometrowa trasa. Okazało się, że zjazd na sankach po alpejskim stoku daje niemały zastrzyk adrenaliny.





Zima nie jest moją ulubioną porą roku i dopóki nie odkryłem, że kocham jeździć na nartach przede wszystkim kojarzyła mi się z kanapą, chlapą i wcześnie zapadającym zmrokiem. Dzień na alpejskim stoku daje mi zastrzyk endorfin pozwalający dotrwać do wiosny w pogodnym nastroju. Szerokie i puste trasy narciarskie, brak kolejek do wyciągów i infrastruktura rozpieszczająca narciarzy powodują, że ceny skipasów nie wydają się aż tak wysokie.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do wyrażania swoich spostrzeżeń i emocji poprzez komentowanie postów, a za wszelkie wpisy serdecznie dziękuję. Pozdrawiam czytelników i wszystkim życzę fascynujących podróży.