niedziela, 7 stycznia 2018

Zakopane – przywitać Nowy Rok pod Tatrami

29 grudnia 2017r. - 1 stycznia 2018r.


Mój ulubiony sposób witania Nowego Roku to spacer pod gwiazdami na łonie natury z dala od cywilizacji. W rok 2017 wszedłem nad brzegiem Bałtyku słuchając szumu fal, natomiast ten 2018r. chciałem przywitać w tatrzańskiej dolinie. Jak każdy wie nie ma tu mowy o spontanicznym wyjeździe z powodu popularności jaką się cieszy ten region szczególnie w okresie świąt i sylwestra. Nocleg w Kościelisku zarezerwowałem w połowie sierpnia i był to już ostatni moment na decyzję. Wybraliśmy niewielki apartament usytuowany w zaciszu, tuż przy lesie, kilkaset metrów od wejścia do doliny kościeliskiej. Pokój z aneksem kuchennym spełnił wszelkie nasze oczekiwania, a rewelacyjne położenie okazało się miłym bonusem.




Nasz pobyt rozpoczęliśmy od pierwszego w tym roku szusowania na stokach Polany Szymoszkowej. Daleko temu ośrodkowi do alpejskich stoków, ale i tutaj można pojeździć odczuwając satysfakcję na zakończenie dnia. Szczególnie wieczorem z godziny na godzinę stok pustoszał dając coraz więcej frajdy z jeżdżenia na białym świeżym puchu. Nie mógłbym pominąć drobnego niesmaku spowodowanego koniecznością wypicia grzanego wina z papierowego kubka.
Nadal z optymizmem czekam na zmianę myśli przewodniej pielęgnowanej przez rodzimą branżę turystyczną z „Turysta weźmie wszystko”, na „Zaskoczmy mile turystę”.




Piękną zimową aurę wykorzystaliśmy na spacer Doliną Kościeliską do schroniska na Hali Ornak. Ten sześciokilometrowy spacer w scenerii niczym z bajki „Królowa śniegu” uwolnił ogromne zasoby endorfin wprowadzając nas niemalże w stan euforii. Warto zabrać ze sobą termosik z herbatą i drobną przekąskę uwalniając w ten sposób od konieczności stania w schronisku w kolejce. Wybór Doliny Kościeliskiej nie był przypadkowy, lecz spowodowany stosunkowo najmniejszym oblężeniem przez turystów.





Przypadkowo odkryliśmy, że tuż pod oknami naszego apartamentu przebiega pętla trzykilometrowej trasy biegowej. Krótki rekonesans w Internecie i trafiliśmy do wypożyczalni sprzętu. Nie wahaliśmy się nawet przez moment, dwuminutowy instruktarz pozwolił na sprawne poruszanie się po trasie. Pomimo tego, że okazało się, iż pokonany dystans jest wprost proporcjonalny do wylanego potu to od pierwszego szurnięcia nartą polubiliśmy ten sport. Na pewno będziemy szukali kolejnych wyzwań narciarstwa biegowego.



Nasz wyjazd nie byłby kompletny, gdybyśmy nie odwiedzili Term Chochołowskich, w których skupiliśmy się jedynie na strefie saun. Ten relaks, odpoczynek i profesjonalne seanse naparzania należały się nam po wysiłku włożonym w biegi na nartach. Termy utrzymują góralski klimat i doskonale wpisują w atmosferę Tatr.


Nigdy bym się nie spodziewał, że najwięcej emocji i radości przysporzy nam spacer po Krupówkach. Zaczęło się banalnie od poszukiwania miejsca parkingowego, co w szczycie zakopiańskiego sezonu nie jest łatwe. Po wyjściu z auta pierwsze kroki skierowaliśmy do znanej nam od lat smażalni placków ziemniaczanych. Konsumpcja pod chmurką i spacer w górę Krupówek w poszukiwaniu choinki. W połowie ulicy napotkaliśmy imponujących rozmiarów drzewko pod którym siedział zdezorientowany pies. Jego sposób na życie polegał na żebraniu jedzenia od turystów. Do perfekcji wytrenował minę biedaczka, co jak sami widzieliśmy na własne oczy opłaciło mu się. Nie musiał długo czekać na chętnych do podzielenia się z nim strawą. Po krótkim zapoznaniu kontynuowaliśmy spacer. Wracając po prawie dwóch godzinach zauważyliśmy, że wokół choinki wymienili się wszyscy turyści, pozostał tylko ten sam wystraszony i zagubiony piesek. Zaczęła w nas dojrzewać myśl o zabraniu go do domu. Impulsem decydującym był chłopak, który stwierdził, że włóczęga od kilku dni kręci się wokół choinki z większym lub mniejszym powodzeniem wyłudzając posiłek. Ktoś inny wyciągnął telefon postanawiając wezwać policję. Klamka zapadła pies pojechał z nami do domu i został naszym nowym członkiem rodziny. Na pamiątkę miejsca znalezienia dostał na imię Gazda.