niedziela, 6 września 2015

Norwegia środkowa – powrót do raju.

2 - 19 sierpnia 2013r.


Po pięciu latach tęsknoty za nieskazitelną przyrodą, pięknymi krajobrazami i skromnymi, szczęśliwymi ludźmi postanowiliśmy powrócić do tego niesamowitego kraju. Naszym celem stały się tereny na południe od Alesund.





Zacznijmy więc od początku. Od momentu wybrania wakacyjnego kierunku siedzieliśmy jak na szpilkach, godzinami wpatrywaliśmy się w atlasy, mapy i przewodniki nie mogąc doczekać się dnia wyjazdu. Po wybiciu godziny 0 zapakowaliśmy nasz samochód po dach namiotem, akcesoriami biwakowymi i oczywiście zapasem jedzenia oraz wody na 18 dni, aby 2 sierpnia ruszyć do Świnoujścia. Noc na promie wykorzystaliśmy na sen i regenerację po męczącej drodze. Korzystając z doświadczenia na pokład wzięliśmy śpiwory oraz dmuchane poduszki, dzięki czemu na miękkiej wykładzinie wyspaliśmy się po królewsku. O świcie wyszliśmy na górny pokład celem przywitania szwedzkiego Ystad. Po zacumowaniu do brzegu natychmiast ruszyliśmy w całodniową podróż na północ. Kilometry na wyświetlaczu nawigacji ubywały powolutku, ale jakże konsekwentnie i gdy z 920 spadły do 0 dotarliśmy do pierwszego punktu na mapie naszych wakacji, Parku Narodowego Rondane. Noc i zmęczenie zmusiły nas do rozłożenia namiotu u wrót parku. Ta pierwsza noc przypomniała nam, że tu nawet w sierpniu nie należy oczekiwać wysokich temperatur.


Skandynawskie krajobrazy mają to do siebie, że potrafią odebrać mowę, doznałem tego i ja gdy po przebudzeniu wyszedłem z namiotu. Panorama tych surowych i bezludnych gór w tym najstarszym norweskim parku narodowym skłania do refleksji nad tym jaki ten świat jest piękny, jak to wszystko jest doskonale urządzone, harmonia fauny i flory z dzikimi żywiołami. Spacer pomiędzy smaganymi wiatrem szczytami sięgającymi ponad 2000 metrów nie pozostawia złudzeń, że rządzą tutaj siły natury. Uroku dodają potoki z wodospadami wijące się po tym otwartym niezalesionym terenie. Schroniska znajdujące się w parku stanowią świetną bazę na odpoczynek i nocleg, lecz my uznaliśmy, że noc spędzona w namiocie w sercu parku dostarczy nam niezapomnianych wrażeń.




Dwa dni w Rondane to absolutne minimum, lecz chcąc zobaczyć inne miejsca ruszyliśmy dalej w stronę Kristiansund, w okolicach którego rozpoczyna się spektakularna ośmiokilometrowa droga atlantycka. Tutaj ludzie wydarli przyrodzie skrawki ziemi przerzucając mosty pomiędzy dzikimi wysepkami o brzegi których rozbija się szalejące morze pozostawiając na przejeżdżających samochodach słoną bryzę.




Wodospadów w Norwegii nie brakuje, właściwie powiedziałbym, że trudno znaleźć miejsce w którym nie słychać szumu jakiejś wody, niemniej jednak warto nadłożyć drogi po to, żeby zobaczyć Mardalsfossen. Ten położony na uboczu dwukaskadowy wodospad zachwyca swoją potęgą, a podchodząc do niego już z daleka czujemy na twarzy delikatną jak mgiełka bryzę, natomiast huk wody rozbija w zarodku wszelkie myśli rodzące się w głowie.



Nasza dalsza droga wiedzie na wyspę Runde, której główną atrakcją jest skalny 250 metrowy klif zamieszkały przez setki tysięcy ptaków. Trudno to sobie wyobrazić, dlatego dopiero zobaczywszy kolonie ptaków, gwar i awantury, a także pokazowe wykonania lotu nurkującego którego nie jest w stanie powtórzyć najlepszy myśliwiec z mistrzem pilotażu za sterami, potoczna nazwa Ptasia Wyspa wydała mi się w pełni uzasadniona. Wiele radości sprawiło nam obserwowanie zabawnie wyglądających Maskonurów, które nie zważając na nic prezentowały ptasią prozę życia codziennego. Na tej wyspie to one są gospodarzami i trzeba im przyznać, że znalazły sobie naprawdę piękny dom.




Eksplorując tą część kraju nie mogliśmy ominąć słynnej Drogi Trolli będącej serpentyną 11 zakrętów z których większość jest pod kątem 180 stopni. Proponuję przysiąść na przełęczy i obserwować z góry samochody zmagające się z jej trudami. Ten widokowy przejazd warto odbyć gdy zbocza nie są spowite gęstą jak mleko mgłą, a w tej okolicy nie jest to rzadkie zjawisko.


Po drugiej stronie przełęczy czekał na nas słynny Geirangerfjord, który fantastycznie widać z punktu widokowego Ornevegen na Drodze Orłów. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć statek linii Hurtigruten przypływający do miasteczka Geiranger. Ten liniowiec przy ścianach fiordu wygląda jak mała łódź rybacka i dopiero po zjechaniu do portu można się przekonać, że to duży statek pasażerski. Ta skala porównawcza obrazuje nam potęgę fjordu. W miasteczku Geirander znajduje się urocza kawiarenka w której można napić się dobrej czekolady z darmowym widokiem na fjord. Drugim punktem widokowym z którego warto spojrzeć na okolicę jest bez wątpienia szczyt Dalsnibba, na którym nawet latem spotykamy płaty śniegu.



Wyjazd do Norwegii nie byłby kompletny bez wizyty na lodowcu. Tym razem wybór padł na Jostedalsbreen, czyli jak przeczytałem największy na terenie kontynentalnej Europy, a konkretnie jeden z jego jęzorów Briksdalsbreen. Bazę zakładamy na campingu na końcu bajkowej doliny Olden z którego pozostał już tylko krótki spacer budujący atmosferę podniecenia. Jeszcze tylko kilka kroków i jest, piękny i dostojny. Nie wiem dlaczego, ale zawsze stojąc przed taką masą zamarzniętej wody jestem oczarowany. Jęk lodowca torturowanego przez promienie słoneczne jest magiczny i przerażający zarazem. Słucham tych dźwięków i obserwuję cielący się lodowiec urzeczony jak dziecko w fabryce czekolady. Nie mogę się nasycić, nie mogę stąd odejść, jeszcze jedno ostatnie spojrzenie.





Świat jednak wzywa, zostawiliśmy tą ogromną lodówkę na świeżym powietrzu i jedziemy dalej. Poruszanie się po Norwegii jest bardzo przyjemne, ponieważ prawie cały kraj można przemierzyć drogami widokowymi. Ma to oczywiście swoje ukryte wady, a mianowicie zatrzymując się w każdym pięknym i fotogenicznym miejscu przebycie 10 kilometrów zajmuje godzinę. Tym, którzy się nie śpieszą zarekomenduję drogę nr 55, 258, a także śnieżną drogę. Wszystkie wymienione przeze mnie trasy są praktycznie puste, a dzięki temu w połączeniu z surowymi krajobrazami tajemnicze i zagadkowe.




Przed nami jeszcze wizyta w Parku Narodowym Jotunheimen. Ten łańcuch górski był jednym z kluczowych punktów naszych norweskich wakacji z uwagi na zapierające dech w piersiach widoki. Postanowiliśmy wejść na najwyżej położony punkt, Galdhopiggen (2469mnpm). Brnąc po lodowcu wśród śniegów muskani chmurami wiedzielismy, że nasz wybór był trafny. Spędziliśmy kolejny aktywny dzień na trekingu zmagając się z surowością północnego, górskiego klimatu. Tutaj pogoda jaką zastaniemy na miejscu również ma kolosalny wpływ na wrażenia jakie zabierzemy ze sobą.




Takimi wisienkami na torcie były norweskie drewniane kościoły z przylegającymi do nich małymi cmentarzykami. Wewnątrz zawsze panuje charakterystyczny zapach starego osmolonego drewna.



Nie omijaliśmy również uroczych zbudowanych w skandynawskim stylu miast i miasteczek znajdujących się na naszej trasie. Ja wyróżniłbym Alesund, Bud, Flam.




Norwegia do tanich nie należy, więc jak już wspomniałem pokaźny zapas żywności wzięliśmy ze sobą, natomiast każdy jadłospis świetnie urozmaici potrawka z własnoręcznie zebranych grzybów, których w lasach nie brakuje. Moje ulubione to kurki w śmietanie z ryżem, albo jajecznica z grzybami.


Z tym zdjęciem związana jest pewna, moim zdaniem zabawna anegdota. Po przybyciu na pole campingowe zauważyliśmy tą piękną pustą polankę położoną przy malowniczym wodospadzie. Wszystkie sześć rozłożonych namiotów tłoczyło się po przeciwległej stronie pola. Super pomyślałem, kolacja i nocleg przy wodospadzie. Swój błąd zrozumiałem już po pięciu minutach od wejścia do śpiwora. Huk spadającej wody nie pozwolił zmrużyć oka przez cała noc. Niewiele pomagało desperackie upychanie papieru toaletowego w uszach i liczenie owiec. Człowiek uczy się na błędach przez całe życie. :-)


Do Norwegii powinien pojechać każdy komu wydaje się, że jest panem tego świata stworzonego tylko po to by mu służyć. Potęga tej przyrody nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy ziarnkiem piasku w ogródku matki ziemi. W ten sposób tłumaczę sobie skromność norwegów i ich bezustanne dążenie do życia w symbiozie z otaczającym ich światem.

Dla zakochanych w Norwegii jeszcze parę zdjęć, zapraszam również na relację z wyjazdu do północnej części kraju.















Znowu będę tęsknił.