wtorek, 13 października 2015

Beskid Żywiecki – jesienny spacer

10 października 2015r.

Od ostatniego wyjazdu minęło już trochę czasu i jak to zwykle bywa moje mieszkanie zaczęło się kurczyć. Przestał mi już wystarczać substytut podróży w postaci czytanych blogów, przeglądanych baz noclegowych i portali turystycznych. Zapaliła się czerwona kontrolka sygnalizująca nagły spadek tlenu we krwi będąca bodźcem do podjęcia natychmiastowych działań.

Na szczęście mamy jesień, cudowną porę roku stworzoną do górskich wędrówek. Na jednodniowy wypad wybraliśmy Beskid Żywiecki, gdzie o tej porze jest prawie pusto, a napotkani pojedynczy wędrowcy nie zakłócają kontaktu z przyrodą.

Zaplanowaliśmy niewielką kilkugodzinną pętlę w którą świetnie wpisywał się punkt wyjściowy PKS Żabnica Skałka. Wybraliśmy drogę czarnym szlakiem do schroniska na Hali Boraczej i cel ten osiągnęliśmy już po godzinnym spacerze. Chwila na odpoczynek, łyk herbaty z termosu i ruszamy dalej w kierunku schroniska na Hali Lipowskiej, do którego prowadzą dwa szlaki. My bez namysłu zdecydowaliśmy się na czarny, który na Hali Redykalnej przechodzi w żółty, ponieważ trasa ta jest zdecydowanie bardziej widokowa niż zielona.






Nie warto się śpieszyć, dając sobie szansę na dostrzeżenie subtelnej biżuterii matki natury której krople porannej rosy skrzą się na kłosach kwitnących traw i misternie utkanych pajęczyn niczym brylanty w najdroższych koliach.


Mieliśmy okazje podziwiać chmury przeganiane przez wiatr nad doliną, a gdzieniegdzie po wejściu w obłok snujący się pomiędzy drzewami, spacerować przez tajemniczy bajkowy las. Odcinek ten to prawdziwa przyjemność, gdyż jest płaski, okraszony sielską panoramą Beskidów, a dodatkowych radości dostarczają jagodowe polanki cudownie przebarwiające się jesienią, na których nawet w październiku możemy delektować się pysznym smakiem owoców. Tutaj informację o czasie przejścia umieszczone na szlakowskazach tracą na aktualności, gdyż nie uwzględniają braku silnej woli piechura niezbędnej do oderwania się od krzaczka pełnego dużych, dojrzałych i pysznych jagód. 



 
Na tych którym mimo wszystko udało się dotrzeć do Hali Lipowskiej czeka nagroda. Znajdujące się tam typowe górskie schronisko przygarnie zmęczonych i zmarzniętych dając wypoczynek w klimatycznie urządzonym wnętrzu po którym rozchodzi się zapach domowego jedzenia. Wszystkie dania są ładnie podane i obfite, wegetarianie również nie wyjdą stąd głodni mogąc zjeść placki ziemniaczane lub smakowite pękate ruskie pierogi.





Nieśpiesznie kierujemy się w stronę Hali Rysianka gdzie docieramy po piętnastu minutach. Kontynuując wędrówkę czerwonym szlakiem krok po kroku zbliżamy się do ściany lasu i rozpoczynamy zejście w kierunku stacji turystycznej Słowianka. Ponownie chmurki panoszące się pomiędzy drzewami budzą nasz zachwyt i inspirują do wykonania kolejnego zdjęcia, niestety robi się coraz ciemniej. Na koniec trochę brnęliśmy błotnym szlakiem uporczywie zrytym przez maszyny, ale wysokie buty zdawały się ignorować tą trudność.





Nie mogę tylko zrozumieć ludzi (celowo nie użyję tu słowa turystów), którzy mozolnie w plecaku są w stanie wnieść na górę niezliczoną ilość napojów, piwa, batonów i innych dóbr, a brakuje im siły, aby znieść na dół lub przynajmniej donieść do schroniska pozostałe po nich puste, sporo lżejsze opakowania. Może to ja jestem inny i puszka po piwie nie komponuje mi się najlepiej pomiędzy krzaczkami jagód, a obiektywnie jest to brakująca kropka nad i uzupełniająca te cudowne miejsca. Tak czy inaczej widok śmieci na szlaku ściska mnie za gardło.