wtorek, 6 września 2016

Gomera – góra wyrastająca z oceanu

4 - 11 sierpnia 2016r.


Gomera to prawie idealnie okrągła wyspa będąca w całości górą wyrastającą z oceanu. Przeryta jest licznymi wąwozami i nie sposób znaleźć tam płaskiego kawałka, więc miasteczka i wioski falują w rytm terenu na którym je wzniesiono. Wyspę najlepiej zwiedzać przy pomocy wypożyczonego samochodu. Jazda serpentynami często przyklejonymi do zbocza góry, wijącymi się pomiędzy skałami przypomina rollercoaster. Po trzech dniach nieśpiesznego zwiedzania zajrzeliśmy w każde mniej lub bardziej atrakcyjne miejsce.




Na wyspę przypłynęliśmy promem z Teneryfy i po kilkudziesięciu minutach rejsu wkroczyliśmy w inny świat. Kurort turystyczny Los Cristianos tętniący życiem, pełen dyskotek i klubów zamieniliśmy na cichy i spokojny port San Sebastian de La Gomera. Chodząc po tym sennym miasteczku można znaleźć kilka pięknych starych kamienic, restauracji i tawern, a otaczające je wzgórza oblepione są kolorowymi domkami.




Największe wrażenie zrobił na mnie widok roztaczający się z Mirador de Abrante. Ten punkt widokowy i jego otoczenie jest tak niesamowite, że zaglądaliśmy tam trzykrotnie, każdego dnia ciesząc oczy bajecznymi krajobrazami i licząc na lepszą widoczność. Restauracja umieszczona na przeszklonej platformie zawieszonej nad przepaścią przyciąga gości chcących zjeść posiłek lub napić się czegoś w tym niesamowitym miejscu, a przy okazji przezwyciężyć swój lęk wysokości. W przepaści pod stopami nad brzegiem oceanu rozpostarło się kolorowe spokojne miasteczko Agulo wyglądające z tej wysokości niczym makieta.
Z przyległego parkingu wchodząc na pieszy szlak praktycznie natychmiast przenosimy się w marsowy krajobraz rudej ziemi kontrastującej z zieloną roślinnością. Po wyjściu na wzgórze piękne tło dla tego obrazu stanowi spowita w chmurach Teida, najwyższy szczyt Hiszpanii znajdujący się na sąsiedniej Teneryfie. Oczarowany tym miejscem mógłbym spędzić tam cały dzień.




Na koncert szumiących fal wzburzonego oceanu warto się wybrać na Playa de Vallehermoso. Nie kończące się przedstawienie zmagań pomiędzy kamieniami na plaży, a rozwścieczonym oceanem odbywające się na tle skały wyrastającej pionowo z wody na wysokość kilkunastu metrów najlepiej oglądać w promieniach zachodzącego słońca. Z uwagi na dynamikę akcji pomimo plażowego charakteru nie jest to miejsce przeznaczone do kąpieli, przynajmniej nie zawsze. Nieopodal usytuowana jest warownia, przy odrobinie wyobraźni przypominająca bazę piratów.



Warto również pozostawić samochód na jednym z licznych parkingów i pieszo zagłębić się w Park Narodowy Garajonay gdzie pierwotny las wawrzynolistny przeniesie nas w czasie o miliony lat. Panuje tutaj wilgotny mikroklimat, omszałe drzewa tworzą bajkową scenerię, a jednocześnie dają miły cień podczas najgorętszych letnich dni. Gdy trafimy tutaj podczas często goszczącej w lesie mgły wrażenie grozy, tajemniczości i niedostępności narasta lawinowo.


Wielokrotnie słyszałem o języku gwizdanym, którym posługiwali się kanaryjscy pasterze ostrzegając się przed niebezpieczeństwami i skracając sobie odległości w górzystym terenie. Przeczytałem ostatnio, że w szkołach nadal się go uczy w ramach pielęgnowania tradycji. Przyznam, że nie dowierzałem nawet w minimalną skuteczność takiej komunikacji. Co można sobie przekazać gwizdając? Jakże wielkie było moje osłupienie, gdy w kawiarnianym ogródku kelner pochwalił się umiejętnościami klientce wygwizdując skomplikowane frazy. Gwizdać każdy może pomyślała kobieta, ja zresztą też. Chcąc sprawdzić dumnego ze swoich umiejętności kelnera schowała w kieszeni banknot 20 euro i szeptem powiedziała mu, że będzie należał do niego jak przekaże koledze pracującemu wewnątrz lokalu, aby podszedł i go wyciągnął. Rozległa się niezwykła kombinacja różnorodnych, modulowanych gwizdów po czym kelner wyszedł z lokalu, podszedł do kobiety i wyciągnął banknot. Przedstawienie wprawiło mnie w osłupienie i podziw dla umiejętności chłopaka. Warto ratować od zapomnienia folklor i tradycję.




Koniecznie trzeba wdrapać się na najwyższy punkt wyspy Pico de Garajonay 1487m., gdyż rozciąga się stąd 360 stopniowa panorama. Można między innymi zobaczyć płaską jak stół La Fortalezę i majaczącą w oddali kolejną wyspę La Palmę. Erozja wyżłobiła podążające w stronę oceanu wąwozy, na których ścianach ludzie pobudowali niewielkie domy, białe kościółki i kapliczki. Wioski te zachwycają swoją niedostępnością, a tarasy uprawne wydarte z mozołem górze budzą podziw dla determinacji, charyzmy i nieustępliwości ich budowniczych.




Gomera nie jest kurortem, lecz spokojną enklawą pozbawioną gwaru wakacyjnych destynacji. Próżno tutaj poszukiwać parków rozrywki, dyskotek, a nawet plaż z zapleczem gastronomicznym, wyposażonych w leżaki, parasole i różnego rodzaju dmuchane cuda. Baza noclegowa na wyspie również jest skromna i świadczy o tym, że nie przybywają tu tłumnie turyści.























zobacz również: