sobota, 21 lutego 2015

Andaluzja - kolebka flamenco i korridy z mauretańskimi korzeniami

2 - 9 lutego 2015r.


Zimowy urlop zbliżał się milowymi krokami, a kompas wskazujący kierunek był kompletnie rozregulowany. Pomysły przychodziły znienacka i równie szybko pękały jak bańki mydlane. Nagle olśnienie! Andaluzja. Przewodniki do ręki, laptop na kolana i planujemy. Ramowy program objął Rondę, Kordobę i Grenadę.

Po wyjściu z samolotu w Maladze przywitało nas niebieskie niebo i temperatura w okolicach 10 stopni. W związku ze znacznym przemieszczeniem się na zachód (bez konsekwencji zmiany czasu) dzień kończy się tu blisko dwie godziny później co również nam sprzyjało. Na bazę noclegową wybraliśmy Cala de Mijas z daleka od masowego przemysłu turystycznego. Małe miasteczko na Costa del Sol umożliwia miłe spacery wzdłuż wybrzeża, ale nie jest to miejsce, gdzie można spędzić tygodniowe wakacje.

Natychmiast wypożyczyliśmy samochód płacąc 150 euro za 5 dni, tym razem padło na Chevroleta Sparka. Jesteśmy gotowi do eksploracji Andaluzji.




Na miejsce pierwszej wycieczki nie przypadkowo została wybrana Ronda, miasto zbudowane na dwóch skałach połączonych monumentalnym 100 metrowym mostem Puente Nuevo. Spacer pomiędzy punktami widokowymi zaczaruje nas krajobrazami rozpościerającymi się na górzystą okolicę Sierra de Ronda. Chcąc docenić militarne i strategiczne znaczenie miasta z czasów kiedy było islamską fortecą możemy zejść poza jego obrys, na dziki taras widokowy poniżej mostu, pomiędzy migdałowcami. Widok na most spajający dwie pionowe skały robi ogromne wrażenie i pozostaje w pamięci na długo. Spacerując po Rondzie nie sposób ominąć jednej z najznamienitszych i najstarszych hiszpańskich aren korridy Plaza de Torros wraz z muzeum. Błąkając się po miasteczku wchodzimy na Plaza de la Duquesa de Parcent gdzie przez obwieszone pomarańczami drzewa spoglądamy na okazały kościół Santa Maria la Mayor.




Kordoba przywitała nas wiosenną pogodą i błękitnym niebem na tle którego pięknie prezentowała się potężna Mezquita. Fantastyczną panoramą starego miasta możemy cieszyć się zza rzeki Gwadalkiwir skąd warto rozpocząć zwiedzanie. Po zrobieniu kilku zdjęć wkraczamy do starówki po zabytkowym moście Puente Romano nie spuszczając wzroku z potężnego muru i olśniewającej 93 metrowej dzwonnicy Torre del Alminar. Mezquita, która stanowi serce starówki zachwyca na każdym kroku, począwszy od dziedzińca z pomarańczowym gajem po las 850 granitowych kolumn. Na zwiedzanie Kordoby musimy przeznaczyć cały dzień, ponieważ koniecznie trzeba pospacerować wąskimi i krętymi uliczkami ozdobionymi kwiatowymi kompozycjami, gdzie natkniemy się na ukryte kościoły, pałace i synagogę. Warto zaglądać również na patia poukrywane przed oczami wścibskich turystów, które szczególnie urzekają w okresie wiosennym. Na zakończenie zwiedzania nie sposób odmówić sobie kieliszka malagi w kameralnym barze prze jednej z bram miejskich, a delektując się trunkiem obserwować relacje pomiędzy stałymi bywalcami, a właścicielem.


 

Grenada z uwagi na swoje górskie położenie u podnóża Sierra Nevada w zimie charakteryzuje się niskimi temperaturami, nierzadko poniżej zera. Podczas wizyty w mieście mieliśmy piękną pogodę z temperaturą w okolicach 5 stopni, ale śnieg padający o poranku malowniczo oprószył drzewka pomarańczowe, których dojrzałe owoce kontrastowały z otoczeniem. Podstawową niekwestionowaną atrakcją miasta jest Alhambra, warowne zabudowania będące arcydziełem architektury arabskiej. Po godzinie krążenia zaułkami miasta w ślad za znikającymi znakami doszedłem do teorii spiskowej wedle której władze dezorientując kierowców w naturalny sposób regulują natężeniem ruchu wokół zabytku. Ostatecznie zaparkowaliśmy przy punkcie widokowym Mirador de San Nicolas i okazało się to być strzałem w dziesiątkę. Bajkowa panorama Alhambry na tle ośnieżonych szczytów Sierra Nevada odebrała nam mowę. Długi spacer do celu rekompensowały uroki starej, arabskiej dzielnicy Albaicin. Po dotarciu do Alhambry musieliśmy przebrnąć przez dwie kolejki do kasy i kontroli biletowej, sprawdzanie plecaczka, niezwykle napięty godzinowo wyznaczony czas wejścia i podejrzliwie nastawioną obsługę. Nie mogę sobie wyobrazić co się tu dzieje w szczycie sezonu latem. Po przebrnięciu przez te wszystkie procedury szybko zapomina się o niedogodnościach, ponieważ Palacios Nazaries przenosi w inny magiczny świat baśni z 1001 nocy. Po zejściu ze szczytu wzgórza do miasta obowiązkowa przerwa kawiarniana w ogródku z widokiem na główny plac miasta Plaza Nueva. Relaks w promieniach słońca wedle zasady, że każdy dzień ma miłe chwile. Na zakończenie wizyty w Grenadzie rzut oka na okazałą katedrę i niespieszny spacer wąskim uliczkami. W Mirador de San Nicolas spojrzenie na Alhambrę w zachodzącym słońcu i na skrzydłach wrażeń wracamy do hotelu.




Czwartego dnia zaplanowaliśmy nieśpieszne szwendanie się po pueblos blancos i zaczęliśmy od Setenil de las Bodegas. Miasteczko to przytulone jest do skał, a białe domki wrastają w zbocze wzgórza. Niemniej urokliwa okazała się następna w kolejności Olvera, która najpiękniej wygląda z perspektywy dojazdu do miasta. Stojąc na pobliskiej łące widzimy stożek białych domków zwieńczony kościołem i twierdzą. W obrazek ten można wpatrywać się godzinami. Ostatnia Zahar de la Sierra usytuowana nad brzegiem jeziora wspaniale wkomponowuje się w krajobraz, natomiast z punktu widokowego rozpościera się przyjemna panorama. Cudownym zwieńczeniem dnia będzie podsumowanie wrażeń z kieliszkiem andaluzyjskiego sherry przy kawiarnianym stoliku.




Na zakończenie zwiedzania wybraliśmy Gibraltar, skrawek Anglii na krańcach Hiszpanii. Z mojego punktu widzenia wycieczka nie była warta przejechania tych 200 kilometrów tam i z powrotem. Patrioci znajdą tu pomnik gen. Władysława Sikorskiego, ale zakupy w strefie bezcłowej są zdecydowanie przereklamowane, a sroga skała poza otaczającą ją magią krańca Europy nie zniewala urokiem. Nie wykluczam, że na moją nieprzychylną opinię wpływ miała deszczowa pogoda, duże zachmurzenie i ponad godzinna kolejka na granicy, ale ponownie bym tam nie pojechał.




Andaluzja była świetnym pomysłem na zimowy urlop z nastawieniem na zwiedzanie. Ceny przelotu i hotelu w promocji last minute okazały się bardzo korzystne, a główne zabytki nie były zatłoczone przez turystów. Poza oczywistymi atrakcjami w postaci opisanych miast dużo przyjemności czerpaliśmy z podziwiania górskich krajobrazów, gajów oliwnych, białych miasteczek i innych przyjemnych obrazków.

Na zakończenie jeszcze kilka zdjęć





















sobota, 14 lutego 2015

Teneryfa – największa z Kanaryjskich Wysp

31 lipca - 14 sierpnia 2014r.


Kierując się fascynacją Wysp Kanaryjskich, zachwytem nad wulkanicznymi krajobrazami, urokiem miast, miasteczek i wiosek postanowiliśmy zwiedzić Teneryfę. W okresie letnim na wyspie tej, niezwykle popularnej wśród turystów, nie można liczyć na pustki w kurortach nadmorskich i głównych atrakcjach turystycznych, niemniej jednak wypożyczając samochód bez trudu znajdziemy miejsca będące oazą spokoju. W licznych bodegach poznamy technologię wytwarzania wina i oddamy się degustacji lokalnych produktów. Orzeźwiająca kąpiel w wodach Atlantyku będzie wspaniałą odmianą spacerów po wulkanicznych bezkresach Parku Narodowego Teide. Spotkanie z delfinami ucieszy wszystkich miłośników przyrody i kontaktów ze zwierzętami.




Park Narodowy Teide – sztandarowa atrakcja wyspy ze szczytem wulkanicznym Pico del Teide uwidocznionym na większości pocztówek bez wątpienia zasługuje na to, aby to właśnie od niego zacząć opis. Najważniejsza, praktyczna informacja przydatna zwiedzającym jest taka, że w sezonie letnim kolejka linowa wjeżdżająca na szczyt Piko del Teide jest oblegana przez turystów. Środkiem zaradczym na wielogodzinne stanie w kolejce jest wczesna pobudka, szybkie śniadanko i pojawienie się przed kasami około godziny 8:00. Tak właśnie zrobiliśmy i wjechaliśmy na szczyt z biegu. Po powrocie kolejka do wagoników wiła się jak norweska Droga Troli, a przyjeżdżający parkowali swoje samochody na bardzo odległych parkingach. Na górnej stacji mamy do dyspozycji trzy ścieżki. Jedna prowadząca na szczyt wulkanu wymaga pozwolenia, natomiast dwie pozostałe są ogólno dostępne i okalają wierzchołek. Spacer nimi jest przyjemny, łatwy i dostarcza niesamowitych wrażeń. Widok zapiera dech w piersiach i wyzwala nieodpartą potrzebę uwiecznienia go na zdjęciach. Podziwiać możemy ogrom zalanych przez lawę terenów. Park Narodowy Teide to nie tylko sam wierzchołek tego wulkanu. Niesamowitych wrażeń dostarczy nam spacer po licznych ścieżkach odchodzących z przydrożnych parkingów i wijących się po całym terenie. Taki spacer daje szansę na oderwanie się od masowej turystyki skupionej głównie wokół Pico del Teide i zakosztowanie samotnego kontaktu z tą surową przyrodą. Atrakcja obowiązkowa.




Wąwóz Masca na zachodzie Teneryfy i towarzyszące trekkingowi wrażenia  bez wątpienia warte są wylania tych kilku kropel potu. Bazę do wyjścia na ten forsowny spacer stanowi górska wioska o tej samej nazwie. Na wstępie dość strome zejście pomiędzy kwitnącymi agawami prowadzi nas do wejścia do wąwozu, by następnie meandrować pomiędzy stromymi skalnymi ścianami. Co kilkadziesiąt kroków zatrzymujemy się by podziwiać formacje wyrzeźbione przez siły natury. Po kilku kilometrach dochodzimy do zatoki, gdzie nic, nawet brak kąpielówek nie jest nas w stanie powstrzymać przed relaksującą kąpielą. Tutaj dla większości zorganizowanych wycieczkowiczów kończy się spacer, ponieważ przesiadają się na wodne taksówki i płyną do portu, a następnie jadą do hotelu. Niestety nie dla nas, którzy pozostawiliśmy samochód w wiosce Masca. Usiłując znaleźć plusy ukryte w konieczność powrotu przez wąwóz pod prąd zauważam, że z odwrotnej perspektywy można dostrzec wiele nowych zachwycających obrazków. Po powrocie w jednym z lokalnych barów delektujemy się sokami ze świeżo wyciśniętych owoców. Satysfakcja z wycieczki podwójna.




Los Gigantes – bajeczne pionowe klify zanurzające się w oceanie, których piękno podziwiać możemy z plaży w Puerto de Santiago lub z rejsu widokowego wzdłuż wybrzeża. Plaża nie należy do najpiękniejszych, niemniej jednak wspaniałych widoków na Los Gigantes nie można jej odmówić. Najlepszym rozwiązaniem  umożliwiającym całościowe podziwianie klifów jest rejs wzdłuż wybrzeża rozpoczynający się w porcie Puerto de Santiago. Podczas rejsu dodatkową atrakcję stanowią delfiny baraszkujące beztrosko w oceanie. Właśnie z powodu przepięknych widoków na klify Los Gigantes jako bazę noclegową wybraliśmy hotel Barcelo Santiago. Z okien pokoi hotelowych i tarasu rozpościera się wspaniały widok na strome wybrzeże.




Góry Anaga to przeciwległy kraniec wyspy gwarantujący odpoczynek od zgiełku, masowej turystyki i komercjalizacji. Po minięciu San Cristobal de La Laguna pustoszeją drogi i krajobraz staje się dziki, surowy, chłodny i niedostępny. Właśnie w górach Anaga możemy podziwiać pierwotny las laurisilva unikatowy na skalę europejską. Błądząc po zakamarkach i górzystych drogach docieramy do fantastycznych bezludnych punktów widokowych w których można zatrzymać czas i zachwycać się cudownymi widokami na ocean rozbijający się o dzikie wybrzeże. W tym miejscu naprawdę warto uspokoić wewnętrzne koło zamachowe napędzające nas do biegnięcia przez życie. Na tym surowym wybrzeżu można znaleźć ustronne plaże ukryte pomiędzy stromymi, skalistymi klifami z widokiem na wulkaniczne wysepki wyrastające z oceanu. W tym miejscu nie sposób przeoczyć potęgi sił natury.




Punta de Teno – ten koniec świata odizolowany górami od pozostałej części Teneryfy zapewnia spokój i ustronie. Na przylądek prowadzi tylko jedna wąska droga nad przepaścią która na wszelkich mapach jest wyłączona z ruchu. Na około dziesięć kilometrów przed celem wielka tablica informacyjna ostrzega, iż kontynuacja jazdy jest skrajnie niebezpieczna i odbywa się na własne ryzyko. Dodatkowo przekroczenie owego punktu wyłącza wszelką odpowiedzialność ubezpieczyciela. Nie należę do szczególnie strachliwych, lecz poruszanie się wypożyczonym, samochodem skłoniło mnie do przemyślenia kontynuowania jazdy. Podczas szacowania ryzyka uszkodzenia samochodu przez spadające głazy widziałem kilka samochodów, które po odbiciu się od żółtej, ostrzegawczej tablicy pokornie zawracały rezygnując z dalszej eksploracji. Na szczęście wygrała ciekawość świata i nie ukrywając z przyśpieszonym tętnem, wstrzymując oddech przemykaliśmy pod wiszącymi skałami i przez surowy, złowrogi tunel. Po dotarciu na miejsce w samotności mogliśmy cieszyć się spektakularnymi widokami pionowych skał wpadających prosto do morza, pustych przestrzeni i sukulentów.




Teneryfa słynie z Loro Parque, postanowiliśmy więc nie omijać tej atrakcji. Zderzyliśmy się tam z tłumem turystów, pomimo tego twierdzę, że warto było. Pokazy tresowanych fok, delfinów i potężnych orek robi wrażenie i dowodzi inteligencji tych pięknych zwierząt. Nie można oprzeć się odczuciu, że orki oblewają gapiów tonami wody z frajdą i zaangażowaniem. Potężna woliera z ptakami, którą ogląda się od środka to coś nowego, pozwalającego na bezpośredni kontakt z bajecznie kolorowymi papugami. Na tą atrakcję trzeba przewidzieć cały dzień.



Miasteczka takie jak Icod De Los Vinos, Puerto De La Cruz, La Orotava, San Cristobal La Laguna, Garachico to perełki Teneryfy po których warto niespiesznie pospacerować, napić się soku w kawiarence i przyjrzeć tutejszej architekturze.




Na Teneryfie zaliczyłem pierwszą zagraniczną kolizją, na szczęście z winy miłych Hiszpanek. Wystarczyła wymiana podpisów na oświadczeniu i rozstaliśmy się z uśmiechami na twarzach. Na górskich serpentynach nie trudno o subtelnego całusa chłodnicami.
kilka zdjęć na koniec